El Nido, czyli po hiszpańsku gniazdo, albo miejsce niedostępne. Nieodkryte przez człowieka aż do 1979 roku. Wówczas jeden z rybaków został zmuszony do rzucenia kotwicy w środku nocy, po tym jak linka służąca do łapania tuńczyków zaplątała się w śrubę od silnika. Rybak obudził się nad ranem i zobaczył piękno lagun i dzikich plaż w El Nido.
Zgodzę się, kolor wody, plaże, laguny i koralowce są naprawdę piękne, poza jedną rzeczą...
Jest to miejsce, w którym ocean wyrzuca tony śmieci, plastikowych butelek, woreczków i innych rzeczy, które przyklejają się do ciała jak chce się ponurkować.
Ciekawe bo z każdą wycieczką płacimy jakiś podatek na rzecz ochrony środowiska w wysokości ok. 20 zł za osobę. Mówią, że to program na rzecz ochrony środowiska z ramienia ONZ. Co będzie, jak Filipiny jednak wystąpią z ONZ jak to zapowiada nowy prezydent. Sama widziałam jak jeden z przewodników wrzucił plastikowy pojemnik do wody, kiedy sprzątał łódkę. To jak w końcu? Dbają o środowisko czy nie?
Dla mnie to jest kraj pełen paradoksów, z jednej strony wszyscy chodzą ze smartfonami, z drugiej natomiast pola uprawia się jeszcze przy pomocy wołów.